
A z praktycznego punktu widzenia, było to spowodowane brakiem dostępu, bo pierwsze kolorowe zeszyty drukowane w czasie komuny wydawano na najgorszym papierze. Nie raz brak papieru blokował opublikowanie kolejnego tomu, a o czym wspominały niejeden raz takie tuzy komiksu jak: Grzegorz Rosiński, Szarlota Pawel, Janusz Christa, Tadeusz Raczkiewicz.
Nasz młody komiksowy narybek może nie wiedzieć, iż publikacje z tamtych lat, a które byłyby źle przechowywane rozsypywałyby się w dłoniach. Po drugie, lwią część swoich prac Jerzy Wróblewski tworzył dla gazet bulwarowych, a w latach dziewięćdziesiątych wykonywał zeszyty dla nowo powstałych agresywnych post komunistycznych i pseudo kapitalistycznych edytorów. Notabene wydawców, którzy równie szybko odchodzili w niebyt po zmierzeniu się z twardymi prawami rynku!
Bo kto dziś kojarzy takie perełki Wróblewskiego jak: z serii "Biblia", czy też "Kupcy z kosmosu"?! Po trzecie wielu czytelników pasjonatów, którzy pomimo wiedzy, iż były jego paski komiksowe w "Dzienniku Wieczornym","Expresie Ilustrowanym", "Kurierze Lubelskim", "Świecie Młodych" nie mogła w całości zebrać ich wszystkich (z przyczyn znanych - braku dostępności, zniszczeń czasu). Po czwarte - komiksy w kompletnym stanie pozostały wyłącznie w zbiorach kilku bibliotek i małej grupki ultra kolekcjonerów.
Na szczęście od 2013 roku wszystko zmieniło sie na lepsze, a to dzięki staraniom wydawnictwa Ongrys, a którym zarządza Leszek Kaczanowski oraz grupy zapaleńców, miłośników, fascynatów, których pozwolę sobie wymienić z imienia i nazwiska: Magdaleny Bochniak, Macieja Jasińskiego, Macieja Kowalskiego, Tomasza Szali, Marka Misiory, Szymona Szali, Andrzeja Janickiego, a od niedawna Łukasza Godlewskiego, Jacka Michalskiego i Rafała Śladowskiego. Dzięki ich bardzo pracochłonnej, a wręcz niekiedy benedyktyńskiej pracy, wszystkie te „zagubione” kolorowe zeszyty zostają powoli i stopniowo przywrócane komiksowemu światu!
W serii "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego" ukazało się już dwanaście albumików. A środku nich znajdziesz zeszyt "#1 - James Hart / Nie z tej ziemi" i zeszyt "#2 - Tom Texas / Rycerze prerii" i zeszyt "#3 - Skarb Irokezów. My nigdy nie śpimy" i zeszyt "#4 - Przygody Szeregowca Kromki" i zeszyt "#5 - Tarzan / Skarb Tarzan" i zeszyt "#6 - Brunatny Pająk" i zeszyt "#7 - Kapitan Jasny" i zeszyt "#8 - Zemsta faraona" i zeszyt "#9 - Ringo" i zeszyt "#10 - Kapitan Kirb" i zeszyt "#11 - Powrót Baxtera" oraz najnowszy zeszyt "#12 - Czterej pancerni i pies", a łącznie są to wspaniale odnowione komiksy gazetowe, a które nie doczekały się zbiorczego wydania.
Tym razem w recenzji przybliżę i ocenię wspomniany dwunasty album, a z którym to miałem nie lichą zagwozdkę. Bo z jednej strony jestem ogromnym i oddanym fanem Jerzego Wróblewskiego, a z drugiej strony, trzeciej i czwartej to książkę, a właściwie trzy książki, a potem serial telewizyjny o „Przygodach czterech pancernych i psa” uważam za pogrobową zemstę PRL'u i nadal czynne propagowanie komunizmu.
Od ponad pięćdziesięciu lat, a od kiedy pojawił się pierwszy odcinek serialu systematycznie prowadzi się w obrazie zaprezentowanym w tym serialu agitację i zakłamywanie historii. W pewien sposób trzeba przyznać, iż Janusz Przymanowski pułkownik Ludowego Wojska, ale i później ekipa filmowców wykonała swoją robotę bardzo dobrze! Bo ta książka jest „dobrze napisana”, a serial jest „dobrze nakręcony”, ale w tym wszystkim ukrywa się manipulacja i zakłamanie prawdy historycznej i maksymalna sowiecka propaganda!
Najgorsze jest w tym wszystkim to, iż książka i serial, komiks - są i były skierowane do młodego czytelnika, czyli takiego, który nawet w tych naszych współczesnych zabieganych czasach nie sprawdzi, czy to co jest tam przedstawione jest prawdą i jaka była prawda historyczna.
Zobaczy natomiast wspaniałych polskich i radzieckich żołnierzy walczących ramię w ramię z niemieckimi hitlerowcami o naszą i waszą wolność. Uf... A prawda była inna, bo Sowieci nienawidzili polaczków, a żołnierz Berlinga był mięsem armatnim, a jeszcze pijaństwo, kłótnie, gwałty po bitwie na ludności, a z innej beczki bratni ostrzał, strzelanie za cofanie się z pola walki w tył głowy, to w świecie zbrodniarza Stalina było czymś normalnym.
A tu pojawia się tuba propagandowa i zgrzyt! Bo „Czterej pancerni i pies” są zbudowani na lansowaniu braterstwa sowieckiego i lansowaniu pewnego stereotypu. A wiadomym jest! Iż stereotyp jest pewnym ujętym w uproszczeniu widzeniem świata, a gdy zestawi się postacie występujące w tym tworze z prawdą, to są one wyłącznie milutkie, rycerskie, takie sympatyczne, bo pies jest jakby zabawką i czołg jest zabawką i w ogóle dzieciaki lubią bawić się w wojsko! Ba to dostaje się taki sielankowy obraz, a przecież prawda była inna!
Celem jest indoktrynacja, a tym bardziej mocna, bo skierowana do młodego narybku. Powtórzę się, lecz dziecko nie sprawdza, czy owe wydarzenia z książki, czy serialu, komiksu były prawdziwe.
A przecież przez długie lata kolejne pokolenia Polaków zastygały przy książkach, gazetowych komiksach, przed odbiornikami telewizorów śledząc w napięciu losy załogi czołgu „Rudy".
Do tej pory wszelakie kanały telewizyjne "dbają", aby „Czterej pancerni i pies” gościły systematycznie na ekranach telewizorów w naszych domach.
Z tego powodu i choć jest to recenzja komiksowa, to przestrzegam, iż prawdy historycznej w tym dziele Przymanowskiego nie znajdziesz!
Bo co robiła po zakończeniu wojny Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte?
Brała udział w walkach z reorganizowanymi strukturami państwa podziemnego z AK, WIN.
A West, czyli ojciec Janka Kosa? Był w Gryfie Pomorskim, a nawet został w książce i serialu naczelnikiem miasta.
A tymczasem prawda historyczna jest inna! Sowieci zabijali wszystkich z organizacji Gryf Pomorski, a nawet wysyłali na teren Pomorza specjalnych spadochroniarzy, którzy zamiast zająć się Niemcami, to szukali i mordowali dowódców z Gryfa.
A takich spraw jest tam full!
Z tego powodu, jeśli oglądasz ten serial, książki, komiksy ze swoją pociechą proszę staraj się opowiedzieć jej prawdę! Powiedz, co w danym obrazie jest kłamstwem i jest nie tak! Pamiętaj zawsze i wszem i wobec, że „Czterej pancerni i pies” to produkt maksymalnie skażony sowiecką propagandą!
Po tym jakże ważnym ostrzeżeniu chciałbym skupić się na samym komiksie, a właściwie na początku na adaptacjach komiksowych.
W momencie, gdy mistrz Jerzy Wróblewski zaczął go rysować trwał w narodzie szał na „Czterech pancernych i psa”. Kręcono kolejną serię przygód z nimi, a w wolnych chwilach ekipa filmowa podróżowała po kraju od miasta do miasta. A jeszcze jak grzyby po deszczu zakładano "Kluby Pancernych", których celem, pod szlachetną przykrywką poznawania historii i krzewienia patriotyzmu było wykorzystywanie do promowania wizji historii korzystnej dla władz PRL.
Aktorzy biorący udział w tym przedsięwzięciu niczym współcześni celebryci i gwiazdy - przyjmowani byli z honorami na specjalnych spotkaniach w ośrodkach, klubach, kinach i teatrach. A zapotrzebowanie na produkt zwany „Czterej pancerni i pies” było przeogromne i z tej też przyczyny postanowiono zareagować na owo zapotrzebowanie. Zlecono stworzenie (na potrzeby gazet) tzw. para-komiksów, czyli takich w których w kadrze widzimy co dzieje się, zaś tekst opisujący wydarzenia znajdował się po wyżej, lub po niżej tego zarysowanego kadru.
Pierwszym takim komiksem był ten wykonany dla „Głosu Wielkopolskiego w 1967 roku, gdzie do fabularnego pierwodruku książkowego w ilustracje ubrał go sam Szymon Kobyliński. Rok później powstała adaptacja Jerzego Wróblewskiego, a którą znajdziecie w pełnej krasie w ocenianym tu albumie i o której szerzej rozpiszę się za momencik.
Z kronikarskiej uczciwości muszę wspomnieć jeszcze o dwóch komiksowych projektach, a związanych z „Czterema pancernymi i psem”. Ilustratorem obu był Szymon Kobyliński. W 1968 roku, gdy kończył rysowanie para-komiksu dla Gazety Wielkopolskiej, także dostał propozycje rysowania przygód „Czterech pancernych i psa” do „Trybuny Opolskiej”.
W tym czasie ściśle przy tej adaptacji pracował z nim Przymanowski, a Kobyliński od nowa naszkicował całą opowieść. Ta współpraca zacieśniła się i Szymon Kobyliński po raz trzeci i w trzech albumach i od nowa narysował i pokolorował przygody pancernych. Ta edycja ze słynnego wydawnictwa Harcerskiego była do tej pory najbardziej znana w naszym kraju, a nawet jedno z wrocławskich wydawnictw planowało jej reedycję.
Na planach się jednak skoczyło, a przede mną leży wydana na wypasie edycja Ongrysa, a narysowana z rozmachem przez mistrza Jerzego Wróblewskiego. Rożni się ona od poprzednich wydawanych w ramach tej serii „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” - tym, że zamiast miękkiej jest w twardej oprawie, a jeszcze sposób złożenia i sama edycja nadaje temu albumowi walory ekskluzywności.
Po raz kolejny dokonano modyfikacji w stosunku do pierwodruku, a mianowicie zamiast para-komiksu otrzymujemy komiks z dymkami. Oprócz tego Maciej Jasiński i jego zespół zmodyfikowali propagandowe sowieckie teksty do maksymalnego minimum. Nie znajdziesz w tym komiksie takiego sformułowania, iż np. „czerwony batalion komunistycznych kosynierów bronił się, tu dłużej, niż na Westerplatte”, a jest „bronili się dłużej niż Westerplatte”. Takie złagodzenie tekstu pozwala odrobinę zniwelować tą maksymalną propagandową komunistyczną nowomowę.
Jednakże pamiętaj zawsze i wszem i wobec, że „Czterej pancerni i pies” to produkt maksymalnie skażony sowiecką propagandą!
Pamiętaj także, iż w owym czasie Jerzy Wróblewski był trzy lata po służbie wojskowej, a to spowodowało, iż właśnie jemu zlecono narysowanie w 1968 roku na łamach bydgoskiego "Dziennika Wieczornego" para-komiksu o „Czterech pancernych i psie”. Łącznie do gazety powstały 184 odcinki, a które są bardziej interpretacją książki, niż samego serialu. A jednocześnie ten komiks mocno pod obrazami postaci granych przez aktorów nawiązują do serialu!
Historia zaprezentowana w tym komiksie obejmuje pierwszy tom powieści Przymanowskiego i zawiera w sobie odcinki - „Załoga”, „Radość i gorycz”, „Gdzie my – tam granica”, „Psi pazur”, „Rudy, miód i krzyże”, „Most”, „Rozstajne drogi”, a kończy się odcinkiem ósmym pt. „Brzeg morza”.
Wyjątkowo i akurat przy tym komiksie nie będę zdradzał szczegółów dotyczących zarysu historii, ale w telegraficznym skrócie wspomnę, iż głównym bohaterem tej opowieści jest szesnastoletni Janek Kos, który początkowo mieszka na Syberii. Trafił tam uciekając z zajmowanego przez hitlerowców Gdańska. A co w tym czasie robili Sowieci? Hmm!
Przygarnięty przez Jefima Siemionycza stał się myśliwym. Po upolowaniu tygrysa i pewnego mroźnego dnia przypadkiem w bucie... znajduje informację o sformowaniu pierwszej polskiej dywizji pancernej. Chłopak decyduje się wyruszyć w drogę do Polski, a zabiera w tą drogę wiernego psa Kuleczkę (Szarika), a z którym przemierzy kraj Rad, aż w końcu trafi do Berlingowców.
Dzięki cwaniactwu zostaje przyjęty do załogi czołgu, a dowodzonego przez Wasyla Semena, wróć Olgierda Jarosza. W tym miejscu muszę dodać, iż realnie w owym czasie dowódcami czołgów byli wyłącznie sowieci! A dla złagodzenia narracji w filmie i w komiksie zastosowano postać Jarosza, a który – co jest istnym śmiechem historii- żył naprawdę i został rozstrzelany przez sowieckie dowództwo za niewykonanie rozkazu szarży przez niemieckie pole minowe. NKWD nie znało litości, ba nawet dla swoich żołnierzy!
Oprócz Janka Kosa w skład ekipy czołgu wchodzili – jego kumpel z Syberii, czyli Gruzin, Grigorij Sakaaszwili i Ślązak Gustaw Jeleń. Taka ferajna ruszyła na front. A sam komiks to obraz ciągłych walk frontowych, w których spryt i męstwo naszych bohaterów doprowadza do wielu zwycięstw i na chwałę Sowietów! W opowieści pojawia się także Czereśniak z czworaków, ten sam co kradł w lasach wielmoży. Pozwalając sobie w tym miejscu na dygresję zawsze zastanawiałem się. Dlaczego w czasach demoludu kradzieże w zakładach pracy i pijaństwo było tolerowane? Bo takie wzorce wszem i wobec płynęły od partyjnej góry i z mass mediów i z działów kultury.
Przez całą tą opowieść, co trzeba przyznać po mistrzowsku rozrysowaną, Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte wyzwala kolejne miasta Wybrzeża, zaś do załogi "Rudego" dołącza West, a który niespodziewanie okazuje się, że jest ojcem Janka. Aż wreszcie docierają do Bałtyku.
Na tym chyba zakończę przyblizanie i ocenianie tego albumu, ale pokusze się jeszcze o podsumownie.
"Przygody czterech pancernych i psa" należy do tych albumów, które poddały się propagandzie. Jednakże nie jest to w żadnym wypadku wina mistrza Jerzego Wróblewskiego, a sytuacji zaistnialej w danym momencie. Niekiedy pracując, żyjąc w pewnym reżimie, w pewnej sytuacji, to nie można odmówić i nie wykonać pewnego zlecenia. W tym momencie dziejowym serial Przymanowskiego był na topie i mega kultowy, a nawet dzisiaj ma swoich popleczników.
Jerzy Wróblewski, aby móc w spokoju tworzyć swoje amerykańskie komiksy i mocno na przekór linii partii pokazywać w nich zachodni świat, to musiał także zmierzyć się z tymi pancernymi.
Czytelniczko i czytelniku - jeśli będziesz miała i miał świadomość tych faktów, tego stanu rzeczy i tej sowieckiej nowomowy z tamtych czasów, to ten komiks nie będzie Cię indoktrynował!
A stanie się dla Ciebie zwykłym komiksem wojennym, a do tego przepięknie namalowanym przez Jerzego Wróblewskiego i odnowionym perfekcyjnie przez ekipę Ongrysa.
Bardzo uczciwie sprawę stawiając, to bardzo dobrze stało się, iż ten tytuł został wydany w serii „Z archiwum”. A zupełnie na sam koniec dodam, iż jeszcze co najmniej pięćdziesiąt opowieści mistrza Jerzego Wróblewskiego czeka na odkrycie! Jest ogromna szansa i nadzieja, iż najlepszy polski edytor publikowania polskiego klasycznego komiksu - wydawnictwo Ongrys - będzie konsekwentnie kontynuowało misję przybliżania dziedzictwa polskiego komiksu! Mam także ogromną nadzieję, że krajowe instytucje jeszcze bardziej zauważą owo wybitne przedsięwzięcie i podobne im projekty, a tym bardziej i jeszcze mocniej pomogą w ich realizacji! A dzięki temu efekty tych działań odkryją i docenią również przyszłe pokolenia Polaków.
Polecam!
===========================================================================================
Recenzja ukazała się w portalu WAK: http://www.wak.net.pl/_review_view-tytuly-0-7413.html#1094
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz