czwartek, 7 sierpnia 2014

Recenzja: "O nazwie i herbie Lublina".

Już średniowieczni kronikarze próbowali wyjaśnić etymologię nazwy grodu nad Bystrzycą. Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem w swojej kronice z końca XII wspominał o pięknym Lublinie. Lublinie perle wschodu. Współcześnie mieście znanym z zabytkowej architektury, wyśmienitych browarów, a przede wszystkim cudownych dobrych uczynnych, zdolnych ludzi (w tym komiksiarzy). Trzeba przyznać szczerze, iż Lublin jest oblegany przez wycieczki. O każdej porze roku przybywa do tego zakątka cała rzesza turystów szukających wrażeń, i informacji  o miejscu w którym spędzają tak wspaniale czas.  Lokalni przewodnicy zauważyli, że  zwiedzający dopytują się o komiksy, które pozwoliłyby im utrwalić historię miasta i byłyby one zarazem wspaniałą pamiątką z pobytu w tym grodzie. Na kanwie zapotrzebowania Lubelska Regionalna Organizacja Turystyczna  wydała komiksowy cykl "Legend Lubelskich". W których w cartoonowej kresce Tomasz Wilczkiewicz przybliża znane i miej znane dzieje pięknego miasta nad Bystrzycą. Do tej pory ukazało się pięć albumików, (a w planach są kolejne dwa), a każdy z nich - możecie mi wierzyć - zachwyca zarówno pod względem formy wydania, jak i również sposobu opowiadania, i pokazania klechd koziołkowego grodu.   Jak szczegółowo przedstawia się jeden z nich  pt. "O nazwie i herbie Lublina"?  Serdecznie zapraszam do lektury.

Dawno, dawno temu...
A było to tak... Pewien piastowski książę (prawdopodobnie Kazimierz Wielki) wybrał się w te okolice na polowanie. Gdy przejeżdżał obok nieznanego mu sioła zapytał mieszkańców.
Jak się zwie ten gród?
Na co oni. Panie, paniusiu, władco mój wspaniały. Niema nazwy.
Bezimienna osada - jakże to tak.  Jak chcecie by się zwała?
Zrobił się raban - Gesiów! Kra kra Ków! Londyn! Babiniec!
Dość! Wrzasnął władca.
Król postanowił, że osada będzie nosiła nazwę ryby jaką złowi. Rzucił sieć i po pewnym czasie wyciągnął dwie piękne ryby. Niestety, nikt nie mógł się zgodzić, czy wybrać szczupaka, lub lina.
Władca zdenerwował się i stwierdził - dość waśni dobrzy ludzie, będzie LUB LIN. W ten sposób rzeczona osada otrzymała nazwę LUBLIN.

Na tym nie kończy się ta historya, gdyż w komiksie opowieść jak nurt Bystrzycy płynie dalej. A mianowicie w płynny sposób przechodzi do baśni o tym jak koza tutejszych mieszczan od głodu uratowała, i jak to się stało, iż w pierwszym herbie miasta  zamiast kózki jest cap obżerający się winogronami? ... Mościa Pani, mości Panie o tym także dowiecie się z tego albumiku, a śmiechu będzie przy tym co niemiara.
Tomasz Wilczkiewicz wspominał...  "najwięcej frajdy sprawiło mi rysowanie własnie tej części Legend Lubelskich, gdyż była to samo nakręcająca się  wesoła opowiastka".  I trzeba przyznać szczerze, że po przeczytaniu  pozytywne emocje przechodzą na czytelnika. Podczas lektury ma się nieodzowne wrażenie wykorzystywania przez autora podobnego stylu komicznego i satyrycznego przekazu jaki prezentował w swoich komiksach nasz niezrównany mistrz Janusz Christa.  Ten albumik czyta się jednym tchem, co chwilkę  uśmiechając się od ucha do ucha, a to z powodu przezabawnych tekstów, a to z sytuacyjnych dowcipów. Autor ma dar w płynnym, błyskotliwym i lekkim opowiadaniu historii. Udało mu się połączył trzy rożne legendy w jednej krótkiej, lecz spójnej opowieści. Każdy kadr nosi w sobie jakaś konkluzję.

Graficznie - Wilczkiewicz  w typowym dla siebie (charakterystycznym) stylu potrafił wspaniale scalić kreskówkowość z nutką realizmu. Jego prace prezentują się dostojnie.  Np. wojowie siedzący na koniach wyglądają godnie, a wszystkie grafiki pomimo cartoonowości nie zatracają nic z zachowania proporcji i umiaru. Autor stawia  na dopracowanie i szczegółowość pierwszych planów. Jednak tła nie są pozbawione życia i wyglądają bardzo malowniczo, wręcz urokliwie. Oprawę wizualną stworzoną przez Tomasza Wilczkiewicza można śmiało porównać do dzieł takich  rodzimych tuzów jak Sławomir Kiełbus i Piotr Nowacki.  Po pierwszym  luknięciu w zeszycik, od razu wiemy, iż jest to albumik familijny. Wyraziste i barwne plansze, nasuwają skojarzenie z filmowymi kreskówkami. Pod względem edytorskim  także prezentuje  się fantastycznie; kredowy papier, gruba lakierowana  okładka, (z przepięknie skomponowaną obwolutą - z przesympatyczną  ilustracją wręcz uśmiechającą  się do  czytelnika), w środku dobrze złożony. Brak dostępności to jedyna wada  tej publikacji - można go nabyć wyłącznie w Lubelskim Ośrodku Informacji Turystycznej i Kulturalnej w Lublinie (ul. Jezuicka 1/3).  Uważam jednak, iż pozycja ta, powinna pojawić się w szerszej krajowej dystrybucji. Dlaczego? Światowa jakość! Familijność! Znakomita cena! Tak należy promować nasze małe ojczyzny! Zdecydowanie polecam!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz