wtorek, 17 kwietnia 2018

„Wehikuł czasu i inne opowieści” - recenzja.

W kwietniu br. stołeczny Egmont poszedł za ciosem i w ramach serii „Klasyka Polskiego Komiksu” wydał album ze wszystkimi komiksami Waldemara Andrzejewskiego!

Jak prezentuje się ten wyjątkowy i unikatowy album? Zapraszam do lektury recenzji.




„Wehikuł czasu i inne opowieści” zbiera dosłownie wszystkie komiksy nieżyjącego już, ale jakże wybitnego artysty! Jednakże Waldemar Andrzejewski - artysta grafik, jeden z najbardziej cenionych w powojennej Polsce przedstawicieli tej dyscypliny sztuki - nie zaliczał się do ulubieńców naszego komiksowa i należał do tych zapominanych!

A przecież stworzył bardzo wiele dzieł graficznych, rysunkowych i malarskich i wykonywał także ilustracje i okładki książkowe, plakaty filmowe, oprawy graficzne znaczków, grafiki użytkowe i artystyczne, projekty banknotów i kart pocztowych, znaków firmowych oraz herbów miast.

Zafascynował się "Sztuką Komiksu" podczas spotkań z Philippe Druilletem! A gdzie się niby z nim spotkał? A poznał z nim w latach sześćdziesiątych na wernisażu w Paryżu. Druillet namówił polskiego artystę, aby ten swój nietuzinkowy talent wykorzystał, także na polach komiksu.

A niniejsza antologia zbiera wszystkie opowieści obrazkowe stworzone przez Waldemara Andrzejewskiego. I choć nie było ich wiele, ale za to jakie!!!




Znajdziesz więc w środku (znany pierwotnie z numerów magazyny "Alfa") „Wehikuł czasu”, na podstawie Wellsa, ale także dla mnie osobiście kultowy komiks z Relaxu pt. „Tam, gdzie słońce zachodzi seledynowo”. Bo ta komiksowa fabułka (na temat astronauty ratowanego przez robota) ma w sobie nadal wielką siłę oddziaływania i choć jest minimalistycznie zobrazowana i zapisana, to wszech miar autentycznie ma w sobie witalność i dużą dozę refleksji. W tym miejscu i marginesie muszę wspomnieć, iż pojawiała się jeszcze (w innej kolorystyce) i to w kilku komiksowych publikacjach.

Uczciwie sprawę stawiając, to największymi perłami tego tomu są dwie dotąd niewydane opowieści obrazkowe - pierwsza pt. "Kapitan Nemo", a oparta na prozie Juliusza Verne’a oraz druga - niedokończony komiks o latającym słoniu pt. „Hasło Słomot”.

W tym miejscu warto wspomnieć, iż oba te tytuły zostały odkryte dopiero pod koniec 2015 roku, a w tej antologii są przedstawione czytelnikom po raz pierwszy. Czy zostały narysowane przed, hmm, czy po „Wehikule czasu”, tego nie wiadomo, gdyż nie zachowały się na ten temat żadne dane. Jednakże jako wyrobiony komiksiarz mogę stwierdzić, iż szczególnie dopieszczony i to pod każdym względem (estetyki, idealnych proporcji postaci, spójnej kolorystyki) jest właśnie komiks „Kapitan Nemo”!

Od razu należy nadmienić, iż poza opowieścią  o latającym słoniu, to wszystkie wspominane komiksy są adaptacjami dzieł literackich, ale i wpisują się w nowo powstały w owym czasie nurt Hard SF!

Warto także wspomnieć, iż pomimo tylu lat na karku, to wszystkie owe opowieści czyta się w miarę płynie, zaś w dymkach znajdziesz dosłownie kilka archaizmów.

Prawie na sam koniec, chcę  wspomnieć o sposobie wydanie, a mianowicie Egmont zachował ten sam standard co np. przy odnowionych Relaxach. Tzn. twardą oprawę, duży format i grzbiecik. DTP, layout został w taki sam sposób wykonany, aby nawiązywał do stylu z dawnego Relaxu i Alfy i wszystko odnowiono w takim oddaniem, iż prace mistrza Andrzejewskiego nabrały ogromnego blasku i świeżości.




Podsumowując! Jeszcze kilka lat temu komiksy z głębokiego PRL'u, dla nowych komiksiarzy były tylko prehistorią. Na szczęście dzięki wydawnictwu Ongrys i Egmont, ta sytuacja powoli, ale systematycznie zmienia się na lepsze! Choć większe zasługi ma szczeciński Ongrys, ale i stołeczny Egmont na tym polu stara się bardzo mocno. Np. tysięcznym albumem warszawskiego edytora była publikacja pierwszego tomu Relaxu, a kilka miesięcy później kolejnego tomu z najlepszymi komiksami z tego pierwszego komiksowego magazynu w komunistycznej Polsce, ale i w całym sowieckim bloku! Sukces „Relaxowej” inicjatywy (w tym sprzedażowy) na pewno zachęcił Egmont do wydania niniejszej antologii, lecz nie był to jedyny powód! Bo głównym powodem wydania tej cudownej antologii była chęć przybliżenia wszystkich i pierwszorzędnych komiksów zapominanego mistrza!

Czytelniczko/Czytelniku dostajesz w swoje dłonie prawie sto stron przedniej zabawy! Dostajesz w swoje rączki komiksy legendarne, a do tego jeszcze grafiki, ilustracje, które nic, a nic nie zestarzały się i to pomimo tylu lat na karku. Bo były one tworzone przez Waldemara Andrzejewskiego (1934-1993) ze zrozumieniem i znajomością kompozycji, anatomii, dynamiki, psychologii, a dzięki temu wszystkiemu mają w sobie ten pierwiastek uniwersalności. Czytasz każdy z tych komiksów i od razu wiesz, iż masz do czynienia z mistrzowską kreacją i powstałą z pasją i od serca! Jednym zdaniem, ten album musisz mieć w swoich zbiorach!!! 

Zdecydowanie polecam!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz